niedziela, 8 września 2013

Rozdział 3.

1.Mam internet! Znaczy chwilowo, bo komputer znowu będzie odłączony jak meble nowe przywiozą ;( 
***

Emily właśnie kończyła poprawiać swój makijaż, a Maya układała fryzurę. Siedziały razem w domu blondynki i przygotowywały się na bal. Sukienki spokojnie wisiały na krzesłach, zestaw kosmetyków był rozstawiony przed lusterkiem, a prostownica, lakier do włosów, brokat i inne rzeczy potrzebne do uczesania się leżały w łazience.
-Czyli jak to ma być? Mamy dojechać na miejsce same? – zapytała Em.
-Tak, bo Mike’owi zepsuł się samochód. Mieszkają niedaleko szkoły, więc maja na nas czekać pod budynkiem.
-Trochę to dziwne, ale najważniejsze, żebyśmy się dobrze bawiły.
-Ja też! – przyjaciółki zaczęły się śmiać, ale potem kontynuowały przygotowania.
Kruk z zielonymi oczami siedział na parapecie, przy otwartym oknie w pokoju May. Obserwował jak biała i bordowa moc łączą się ze sobą, a dwie gwiazdy znajdujące się na ich nadgarstkach zapełniają.  W momencie oderwania się od siebie, znowu były puste, a kolory wokół nich wyblakły, a potem całkowicie zniknęły. To nie mógł być przypadek, albo błąd. „Stella miała rację, zresztą jak zwykle.”. Pomyślał „To nie może być zbieg okoliczności. One mają w sobie potężną siłę.”
Kruk rzucił ostatnie spojrzenie w kierunku dwóch przyjaciółek i odleciał w kierunku domków na obrzeżach LA.
-Po co ci nawigacja? – zapytała May godzinę później.
-Żeby w roztargnieniu i podnieceniu nie zapomnieć skręcić.
-No chyba, że tak. Dobra ruszajmy, żebyśmy się nie spóźniły.
Maya i Emily wsiadły do auta i ruszyły w kierunku wyznaczonym przez urządzenie.  Na początku trasa była oczywista, lecz potem, gdy trochę się ściemniło Em trochę się zagubiła. Nie wiedziała, że ktoś kieruje małym komputerkiem z daleka…
Mulatka, która przyglądała im się tydzień wcześniej siedziała po turecku na środku pomieszczenia, otoczona szóstką nadzwyczajnych nastolatków. Oczy wywróciły się jej białkami do przodu. Powoli traciła siły.
-Dalej Lily. Nie zawiedź nas. Proszę. – mówiła przez zaciśnięte zęby czerowonowłosa dziewczyna.
-Próbuję. –odpowiedziała jej. –Jada już w kierunku lasu. Stella, Kendall, James. Wasza kolej.
-Dobrze. Idziemy już. –mruknął blondyn, zwany Kendallem. Cała trójka podniosła się i wbiegła po schodach w między czasie zmieniając się w trójkę umięśnionych, wysokich psychopatów w maskach. Jeden z nich trzymał piłę w ręce, drugi tasak, a trzeci zamiast dłoni miał hak. Pozostałe osoby podeszły do zmęczonej dziewczyny, która upadła na podłogę.
-Nie martw się. Zaraz sprowadzimy Hestię. Ona cię uleczy. – mruknął błękitnooki chłopak.
Dziewczyny jechały już 20 minut cały czas rozmawiając.
-Wydaję mi się, że trochę długo jedziemy. Daleko jeszcze?- zapytała May rozglądając się dookoła. 
-Nawigacja pokazuje jeszcze 4 minuty jazdy. Ale nie widzę nic oprócz tych drzew.
Nagle rozległ się dźwięk pękającej opony. I jeszcze raz. I kolejny. I po raz czwarty. Em trochę się zdziwiła i wyszła z auta. 4 przebite koła. Oparła się o dach i głośno westchnęła.
-Teraz na pewno się… - przerwała. Zaczęła krzyczeć i opadła na kolana. Lewą dłonią złapała za prawy nadgarstek i wiła się z bólu na asfalcie. Przerażana May wybiegła i usiadła obok niej. Nie wiedziała jak jej pomóc. W jej telefonie padła bateria, mimo iż ładowała ją cały dzień, a Em po prostu nie wzięła komórki. Trochę zdezorientowana zaczęła chodzić wokoło krzyczącej przyjaciółki. Nie wiedziała co robić. Po chwili sama pisnęła z bólu i upadła na ziemię. Zaczęła dławić się własną krwią i ją wypluwać na beton tuż obok Emily. May też złapał się za nadgarstek. Nagle obydwie raptownie zaczerpnęły powietrza i wszystko ustało.
-Ja się pytam co to było?! - Krzyknęła Em, a May przysunęła się do niej. Siedziały brudne, zmęczone, obolałem, a przede wszystkim wystraszone patrząc na zepsuty samochód.
-Mówiłam ci. Trzeba było wszystko załatwić jak najwcześniej. Najpierw koty, potem sny, gwiazdy i ten okropny ból.
-Wiem, wiem. I jeszcze jedno: twoja krew zawsze tak ładnie pachniała?
-Co?! – Em odsunęła się odrobinę do tyłu.
-Pachnie tak… przyjemnie. – wzruszyła ramionami szatynka.
-Zadziwiasz mnie. Choć z drugiej strony każdy ma swoje fanaberie.
-Pachnie…-kontynuowała Em- tak cudownie, jakbym miała ochotę ją zlizać z tego asfaltu. Jakby była jakimś najdroższym, najlepszym produktem który każdy chciałby spróbować…-nagle rozległ się krzyk May. Emily gwałtownie się podniosła i spojrzała na przyjaciółkę.
Ktoś ją trzymał. Ten ktoś miał dwóch pomocników. Trzymał jej przyjaciółkę za ramiona i mocno je ściskał. Ona miała otwarte oczy, lecz one były całe czarne. Nie można było odróżnić źrenic od tęczówek, a nawet białek. Wyglądała jakby była hologramem. Emily bez chwili zastanowienia rzuciła się do niej i mocno ją przytuliła. Zaczęła ja wyrywać z rąk tego mężczyzny.
-ZOSTAW JĄ! – krzyczała przez łzy. Wreszcie wyrwała ją z tego uścisku i pomogła się podnieść.
Faceci z piłą i tasakiem w ręku cały czas stali, a „haczykowiec” uciekł w las. Dziewczyny nie miały innego wyjścia i też zaczęły uciekać. Mimo ran po upadku i napadu bólu musiały biec dalej. Nogi miały posiniaczone, ręce poobijany, na twarzy zadrapanie i ogólnie na całym ciele było pełno strupów, otwartych ran i skaleczeń. Z nosa May leciała krew, a Emily trochę kuśtykała na jedną nogę.
-Może wejdziemy na drzewo?! –zawołała Em.
-Nie, bo nas znajda, a tak to może kogoś spotkamy lub uciekniemy.
-No tak. Człowiek w chwilach desperacji mówi głupie rzeczy.
<--- * I tu dalszą część znacie. Przejdźmy do momentu jak Emily puka do drzwi małego domku * --->
-Ale jesteś tego pewna? – zapytała May.
-Tak, mogą nam pomóc. – nagle drzwi otworzył przystojny blondyn. Przykułby uwagę swoim wyglądem, ale miał ubranie w strzępach. Dziewczyny cofnęły się o krok.
-Hej, co was sprowadza?- zaczął delikatnie drapać się po głowie, ale potem coraz mocniej i szybciej.
-/Kendall! Przestań się drapać, bo pchły się po domu rozejdą!/- krzyknął kobiecy głos ze środka.
-Już nie mam pcheł!- odpowiedział i zwrócił się z powrotem do dziewczyn.- Wchodzicie?
-N-nie... może już pójdziemy- powiedziała Emily, wtulona w przyjaciółkę. Obie były cofnięte o ok. 2 metry od domu. Nagle usłyszały dźwięk piły i szybko przebiegły obok blondyna, trącając go w ramię.
-Spoko. Wejdźcie- zatrzasnął drzwi i zaczął się śmiać. Nagle z dołu wyszły 4 inne osoby i się szeroko uśmiechnęły. 
Dlaczego ta blondynka ma kły?!
Przez otwarte okno wbiegł kot, cały zakrwawiony, lekko kuśtykający na jedną z łap. Emily mocno przycisnęła przyjaciółkę do siebie.
-To jego zabiłam-mruknęła jej do ucha. 
Po chwili również dotarł mężczyzna z piłą w ręku. Przyjaciółki odsunęły się do tyłu i zamknęły oczy, cały czas się przytulając. 
Trzeba śmierci spojrzeć w oczy.
Otworzyła je i ujrzała czerwonowłosą dziewczynę w masce i poszarpanych ubraniach, a w miejscu gdzie był kot siedział brudny chłopak w rozwalonych spodenkach. 
-Ja stąd wychodzę!-krzyknęła Em i podążyła do drzwi. Gdy je otworzyła zastała pustkę. Białą pustkę, jaka jest pokazywana w filmach. Nie miała odwagi przez nią przejść. Wiec zamknęła drzwi i oparła się plecami o ścianę.-Dobra, kto mi wytłumaczy co się tu dzieję?
-Jesteście w kręgu gwiazdy-odparli wszyscy chórem, a Emily zaśmiała się histerycznie. 

3 komentarze:

  1. Wow ale się dzieje..o.O
    nie no rozdział zajebistw,bombowy,extra,superowy no i brak mi słów;))
    czekam z niecierpliwością na nexta<33
    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG!! Zajeebiste czekam nn :)
    ~Julkaa (Butterfly :*)

    OdpowiedzUsuń
  3. Extra;))
    czekam nn;********************
    pzdr<33

    OdpowiedzUsuń