1. Czyli wprowadzam zasadę 1 rdz na miesiąc. Przykro mi, że tak rzadko, ale nie mam weny, a jak mam to muszę się uczyć :(
2. Kto chce być powiadamiany o rozdziałach niech zapiszę się do zakładki "Twitter" i podajcie mi swoje nazwy. PRZYJMUJĘ TYLKO I WYŁĄCZNIE TT, ŻEBY NIE BYŁO ZAMIESZANIA.
3.Czytasz=komentujesz.
Zapraszam na 11 :)
*********
-Że co?- krzyknęli wszyscy razem.
-Dopiero dowiedziałem się, że moi rodzice żyją, a teraz mam z nimi walczyć?- krzyknął Billy.
-Trzeba odzyskać May.- dopiero teraz zauważyli, że Emily siedzi w kącie i ciągle powtarza to samo zdanie.- Musimy odzyskać May.- podkuliła nogi i schowała głowę między kolana. Łzy leciały po jej policzku, a głos był przytłumiany, choć nadal było słychać to samo zdanie.
-Uratujemy ją. Obiecuję.- Lily podeszła do niej i zaczęła głaskać po głowie.
-Który dzisiaj jest?- zapytała Emily, gdy usłyszała huk fajerwerków na dworze. Sharon i Bil również odwrócili się w kierunku włazu.
-4 lipca. Święto niepodległości.- mruknął James podchodząc do Em. Kucnął na przeciwko niej.
-To ile mnie nie było...?
-Ponad tydzień. Zawsze tak jest.- dodała Stella.
-Emily. Chodź ze mną, Muszę coś ci wytłumaczyć.
-Ja...ja nie chcę. - powiedziała odsuwając się.
-Dotyczy to May.- warknął i podał jej rękę, żeby wstała. Niepewnie jej sięgnęła i mocny uścisk pomógł jej zachować równowagę.- Idziemy. Chcę jej pomóc to wszystko ogarnąć- krzyknął do tłumu i poszli w kierunku wyjścia. Gdy musieli wejść po drabinie, sprawnie przerzucił ją przez ramię i wspiął się na górę. Przy drzwiach zatrzymał się i obejrzał z każdej strony, czy nic im nie zagraża. W końcu ją puścił i wyszli na zewnątrz.
Świeże powietrze cieszyło Em, ale nienawidziła lasów. Zawsze się ich bała- miała słuszność, ale dzisiejszego wieczora to było je potrzebne. Chłodne muskanie wiatru otulało jej twarz, dzięki czemu jej aura świeciła coraz bardziej. Przez chwilę zapomniała o wszystkim i szeroko się uśmiechnęła. Lecz, gdy usłyszała wycie dobiegające z lasu, mina od razu jej zeszła.
-Nie lubię wilków.- mruknęła, cały czas stojąc plecami do Jamesa.
-Ranisz.- uśmiechnął się, cały czas skubiąc w kawałku drewna z drzewa, o które się opierał.
-Nie jesteś wilkiem, tylko zmiennokształtnym.- zauważyła Em.
-No tak, ale od wilka się zaczęło. Moja pierwsza wyprawa do lasu, a ja zmieniłem się w wilka i zabiłem stado wiewiórek.- oboje zaczęli się śmiać.
-Czemu nosisz okulary?- zapytała wampirzyca po chwili.
-Zacznijmy od początku.- mruknął i podszedł d niej bliżej.- Zmiennokształtni mają tak, ze od urodzenia przypisana jest im osoba, którą muszą się opiekować. Są Obrońcami. Mimo wszystko, będą narażali własne życie, żeby uratować swojego ... "podopiecznego"- powiedział zakreślając w powietrzu cudzysłów- Nie znają tej osoby, może być to ktoś spotkany przypadkowo na ulicy. Dowiadują się dopiero po spojrzeniu tej osobie w oczy. Prosto. Bez lusterek, okularów czy innych rzeczy. Każdy może mieć tylko jednego Opiekuna lub jednego podopiecznego.
-Boisz się, że to ja lub May?- zapytała wprost.
-Boję się, że to ty. Kendall jest Opiekunem May, Dlatego to wszystko tak przeżywa.-z domku rozległ się odgłos tłuczonego szkła.
-Dlaczego się boisz. To .. naturalne.-Em nie była pewna co powiedzieć.
-Jestem wojownikiem, moi opiekunem jest Ares, najsławniejszy wojownik wszystkich tysiącleci. Ja potrafię oddać życie za każdego, a jak będę miał podopieczną lub podopiecznego to wszystko to utrudni.
Przez chwilę stali w milczeniu. Emily musiała wszystko przemyśleć. Słowo po słowie, żeby zrozumieć co miał na myśli James.
-Chcesz oddać życie z May'ę.- mruknęła z przerażeniem w głosie.
-Dokładnie.- odpowiedział. Wepchnął ręce w kieszenie i odwrócił się na pięcie. Po kilku krokach Emily go dogoniła i mocno ścisnęła za nadgarstek.
-Nie będziesz tego robił. Damy radę, ale tylko wszyscy razem. Nie może zabraknąć jednego z nas. czy to ty, May czy ktoś inny.- Emily próbowała odnaleźć oczy wilka zza ciemnych szkieł.
-Silna jesteś, a teraz mnie puść.- warknął na nią. Dosłownie. Wydał dźwięk jak prawdziwy zwierz.
-Nie.- złapała jeszcze mocniej, a wolna ręką szybko ściągnęła okulary. James odwrócił wzrok i unikał jej spojrzenia.
-Nie wiesz co robisz.- mruknął i się wyszarpał. Odwrócił się od niej. Nie minęła sekunda, a jasny wilk przemierzał las, powoli się oddalając. Wybuchy fajerwerków zagłuszały wycie zwierzęcia, lecz Emily wszystko słyszała. Stała w tym samym miejscu przez cały czas. Po chwili do jej uszu dobiegł odgłos strzał i przerażający pisk. Ktoś ucierpiał. Bez zastanowienia pobiegła do miejsca, z którego pochodził skowyt. Dzięki wampirzej szybkości na miejscu była niedługo potem. Zobaczyła siwego wilka, który krwawił i wygaszona już petardę kilka metrów dalej. Emily padła na kolana, a wilk znowu przemienił się w człowieka.
-Nie mogę stracić kolejnej osoby. Jesteście moją rodziną, mimo, że was nie znam.- zaczęła płakać, a słone łzy poleciały na ranę w brzuchu. James zawył jeszcze głośniej, a Em się przestraszyła. Czerwona ciesz, płynąca z tętnicy zakrzepła w mgnieniu oka. Wampirzyca, dzięki części mocy, którą dostała od każdego, przemyła ranę, a po chwili nie było jej widać.
-Już nie boli?- zapytała cicho.
-Nie.- uśmiechnął się szeroko.
-Nie masz okularów.- mruknęła, widząc, ze nie chce otworzyć oczu.
-Wiem. Ale to nie problem. Dziwi mnie bardziej to, ze zacząłem krwawić.
-Dostałeś w tętnice. Dziwi cię to?- zapytała z niedowierzaniem.
-Nigdy nie miałem żadnej rany. Od dzieciństwa, ani razu nie krwawiłem, wszystkie blizny od razu się goiły, nic nie złamałem.
-Nie pomyślałeś o tym, ze oddałeś mi część swojej mocy... całkiem przypadkiem?- dodała, sama trochę nie dowierzając, że takie coś jest możliwe. James otworzył oczy ze zdziwienia i spojrzał w niebo.
-Bardzo możliwe. Cóż, przynajmniej nadal jestem nieśmiertelny.- prychnął.
Zapadła trochę niezręczna cisza. Emily czuła się głupia, ze przed nią leży chłopak bez koszulki w poszarpanych spodenkach. James wyczuł dlaczego ciągle patrzy na złączone dłonie na swoich kolanach.
-W którymś z drzew powinien być komplet ubrań. - powiedział, wskazując palcem na trzy pobliskie drzewa.
Em wstała i ruszyła do pierwszego z nich. Przez chwilę szukała jakiegoś otworu, a potem wyjęła czarną reklamówkę z białą koszulką i czarnymi spodniami w środku. Rzuciła ją James'owi i odwróciła się.
Gdy chłopak skończył się ubierać, podszedł do niej cicho. Dotknął gorącymi dłońmi, jej zimnych ramion.
-Ale jesteś lodowata.- mruknął jej w ucho.
-Podobno wampiry nie żyją.- stwierdziła.
-Żyją, tylko nie potrzebują tyle tlenu i innych substancji, które są konieczne, żeby reszta przeżyła.
-Dzięki, przyda się na przyszłość.- dodała i ruszyła w kierunku jej nowego domu.
-Poczekaj.- James zawołał za nią. Zatarasował jej drogę swoim ciałem i mocno ścisnął w biodrach.
-Co ch..- nie skończyła, bo chłopak własnie ją pocałował. Odwzajemniła ten niewinny gest. Zarzuciła ręce na jego szyję. Dziwiła się, że ktoś tak groźny i waleczny potrafi być tak delikatny.
-Wystarczy ułamek sekundy, żeby dowiedzieć się wszystkiego o tej osobie.- mruknął, gdy przerwali.
-Pamiętaj Em. To nie czas na romanse. Jest wojna. Musimy zachowywać się odpowiedzialnie. Masz mnie słuchać, zrozumiałaś? Nigdy, nie wtrącaj się w moje wybory. Jeśli będę chciał cię uratować, ty masz się z tym pogodzić.
-Kim ty jesteś, żeby mi rozkazywać?!- zapytała zdenerwowana.
-Twoim Opiekunem.- uśmiechnął się. Resztę drogi trzymali się za ręce i rozmyślali o tym co ich czeka.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ!
Genialne ! nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału !!
OdpowiedzUsuńOooooo... pocałowali się :) jak sweet *.* Mam nadzieję, że uda im się uratować May :) I nasz Kendall'ek, strasznie przeżywa :) Będę czekać ten miesiąc, o trudno wytrwam ;) Oczywiście rozumiem, ja też mam swoje obowiązki. Więc życzę weny i czekam na kolejny wspaniały rozdział :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Stelss :**************
*-* Zajebiste opowiadanie! Pocałowali się <3
OdpowiedzUsuńsupernatural-magic.blogspot.com
Zapraszam do mnie ;*
Pacz! Dopiero teraz zauważyłam rozdział, ale ja -_- Rany zarąbiście ci to wyszło i ten ich pocałunek *-* BOSKO! Sadzę, że w najbliższych rozdziałach dadzą radę uratować May :) Do następnej <3 <3 <3
OdpowiedzUsuń