sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 1.

Ogłoszenia:
1. Jak widzicie zmieniłam czcionkę.  Uważam, że łatwiej czytać, a i tak dodaje uroku temu blogowi :)
2. Rozdziały będą się pojawiały co tydzień, na roku szkolnym co dwa tygodnie. 
3. Ten rozdział będzie napisany tydzień przed prologiem
4. Tam był mały błąd w bohaterach. Sharon chodzi z Johnnym, a nie Robbym :) Po prostu pierwsza wersja była, że on ma się nazywać Robby. 
5. Przepraszam, że się tak rozpisuję, ale mam nadzieję ze to czytacie, bo to jest ważne. Nie zawsze tak będzie :) 
6. CZYTASZ=KOMENTUJESZ, jeśli chcecie 2 muszą być min. 3 komentarze. I wszystkie 3 nie mogą być z jednego konta! 
7. Teraz jest data 20 czerwca 2013, a prolog był pisany 27 ;)
8. Teraz myśli Em będą pochyłą czcionką, May podkreśloną, i obie będą miały pogrubione, żeby byłe je lepiej widać. 
Miłego czytania ;)
***
Emily i Maya szły po zimnych, nierównych płytkach jednej z starszych galerii na obrzeżach LA. Już nie długo zakończenie roku, więc musiały to uczcić ulubionym szejkiem w najlepszej kawiarni w tej okolicy, a także kupnem nowych sukienek.
Troy mnie zaprosił na bal! To takie ekscytujące. 
Dziewczyny miały iść na bal końcowy z chłopakami z dwóch klas wyżej. Troy'em i Mike'em. Chodziły po sklepach cały czas się śmiejąc. Niestety, nie zauważyły jak pewna mulatka cały czas przygląda im się zza okularów przeciwsłonecznych i chodzi za nimi do każdego sklepu. Emily przymierzała już ostatnią sukienkę, która jej się podobała w tym sklepie. 
Jeśli to nie będzie ta, to chyba zeświruję ! 
Zakładała ją stojąc plecami do lustra. Gdy była już w pełni ubrana wzięła głęboki oddech i powoli się odwróciła, cały czas z zamkniętymi oczami. Jeszcze raz wzięła powietrza i otworzyła oczy.
-Ojejku!-pisnęła. 
Ubrana była w różowa sukienkę z wyciętymi palcami i trochę bokiem. Wyglądała bardzo ładnie. 
-Wreszcie znalazłam coś dla siebie!- wzniosła oczy ku górze i mówiła sama do siebie. Po chwili zorientowała się, że jej przyjaciółka też jeszcze przymierza ubrania. Wyszła ze swojej przymierzalni i zapukała do drzwiczek obok.- I jak?
-Sama zobacz!- Maya wychyliła głowę i gestem ręki zaprosiła Em do środka. May miała na sobie czarną, skórzana sukienkę w której wyglądała cudownie. Obie się rozebrały i poszły do kas. Nie wydały dużo, ale i tak więcej niż przeciętnie. 
-To co? Teraz na szejka?
-No a jak!- Emily złapała May za rękę i razem pobiegły w kierunku kawiarni. Nieznajoma mulatka, nadal im się przyglądała. Tym razem już bez okularów. Nawet rozmawiając przez telefon obserwowała ich wygłupy. Emily nagle zauważyła siedzącą dwa stoliki dalej dziewczynę w podobnym wieku. Trochę się przestraszyła, więc delikatnie poklepała koleżankę po nodze i ruchem głowy wskazała na mulatkę siedzącą za nimi.
-Idziemy stąd.- powiedziała pospiesznie Maya.


Wyszły z galerii i udały się w kierunku bloku, gdzie mieszkała Em. Nagle obok nich pojawiły się dwa labradory. Jeden czekoladowy, drugi biszkoptowy. Maya bardzo lubiła zwierzęta, więc przykucnęła i zaczęła głaskać jednego z nich.
-Jak się wabisz, malutki?- spytała biszkoptowego psa. Dotknęła srebrnej zawieszki przy jego smyczy i cicho przeczytała "Kend"- A to nie przypadkiem imię dla człowieka?- zaśmiała się. W tym samym czasie czekoladowy labrador wskoczył na Emily i ją przewrócił.
-Głupie zwierzę!- pisnęła. Spojrzała na jego zawieszkę- Jimmy? Kto tak nazywa psa- prychnęła i się podniosła. Spojrzała w kierunku ławki, gdzie siedziała urocza para. Wyglądali by normalnie, gdyby nie to, że ciągle się przyglądali Emily i May- Dziwne.
-Gdzie twój pan malutki?- blondynka ciągle zajmowała się psem, lecz Em ja podniosła i szepnęła na ucho:
-Coś tu jest nie tak. Idziemy stąd. - i szybko wzięły swoje zakupy i wsiadły do taksówki.


Dwa psy udały się na tyły galerii, gdzie nikogo nie było i tam zmieniły się w dwóch, przystojnych mężczyzn.
-I co teraz?- zapytał jeden z nich. Obaj byli prawie nadzy. W poszarpanych koszulkach i spodniach, które zakrywały tyle, co nic.
-Jak to co? Obserwujemy je z powietrza. Słyszałeś Aresa. Mamy je pilnować, dopóki Stella je nie zaciągnie na bagna.
-A tak w ogóle, gdzie Ela?
-Tutaj!- pisnęła czerwonowłosa dziewczyna, która przed chwilą jeszcze była krukiem.- Lecimy?
-Tak- odparli razem chłopcy i  cała trójka zmieniła się w wrony.


Maya rozmawiała z babcią, a Emily obserwowała okno. Nagle obok nich przeleciały trzy, czarne ptaki.
Wrony?
Jeden z nich usiadł na dachu i zaglądał do wnętrza auta przez szyberdach. Drugi usiadł na tyłach auta, a trzeci na masce. Wszystkie miały skierowane głowy w kierunku Em, albo jej przyjaciółki.
Babciu, no skończ już ten wykład o oszczędnościach... co tu się dzieje? Co tutaj robi ten ptak?! 
-Wiesz co, babciu... muszę kończyć. Pogadamy jak wrócisz z pracy. No pa!
Maya wysłała zdziwione spojrzenie do koleżanki, która ze zmarszczonymi brwiami utrzymywała kontakt wzrokowy z ptakiem.
-Mógłby pan zamknąć szyberdach?- zapytała May.
-Jeśli to nie kłopot chciałbym zostawić otwarty. Trochę mi gorąco tak cały dzień w tym samochodzie, a do tego klimatyzacja się popsuła.- odpowiedział niebieskooki mężczyzna, który nie wyglądał na więcej niż 17, czy 18 lat.
To wygląda bardzo podejrzanie.


Emily cały czas obserwowała wronę siedzącą na dachu. Miała nienaturalne zielone oczy. W końcu odwróciła głowę w prawo. Szła tam ta sama para, co siedziała na ławce.
Jak to do cholery możliwe, że oni są tutaj, skoro jeszcze 3 minuty temu byli tam?!
Potem znowu spojrzała do góry. Ptaków nie było. Ale za to po lewej stronie szła ta mulatka z trzema labradorami: biszkoptowym, czekoladowym i czarnym.
To niemożliwe!


3 pary psich oczu były zwrócone w kierunku taksówki. Maya skuliła nogi i cały czas wpatrywała się w podłogę.
Nie chcę nic widzieć!
Nagle taksówka podjechała pod dom Em. Szatynka szybko zapłaciła i czym prędzej wbiegła do domu. Za nią May. Przerażone dziewczyny rzuciły torby na kanapę w salonie i udały się do kuchni.
-Chcesz coś do jedzenia? Moja babcia wczoraj ugotowała spaghetti.
-Okey. Gdzie twoi dziadkowie?
-No dziadek jest w pracy, a babcia poszła do koleżanki. To co: pogrzać?
-No dobrze.


Gdy Em gotowała makaron, a Maya znowu przymierzyła sukienkę, podejrzane osoby i zwierzęta zebrały się po drugiej stronie ulicy.
-Czyli już wiemy gdzie mieszkają.- skomentowała Sharon.
-No tak. Ale co nam z tego?
-Mogę was pozamieniać w koty i będzie po sprawie...- skomentował James- No oprócz Kendalla i Stelli.
-No dobrze. Ale nadal nie wiem po co my je obserwujemy. - poskarżył się Billy.
-Mówiłam wam! Intuicja mi podpowiada, że któraś z nich, albo nawet obie mają moc. Jak się rozdzielą to będę wiedziała która. A wiecie, że nadal nam brakuje dwóch mocy, żeby uzupełnić krąg.- wytłumaczyła Ela.
-No wiemy. Dobra. Idę się pożywić i was przemienię. Na razie pilnujcie, żeby nie wyszły.
James zmienił się w psa rasy husky i pobiegł wzdłuż ulicy. Nagle spotkał dwoje ludzi. Usiadł na trawie i zamknął psie oczy.
Dziewczyna. Zakochana bez opamiętaniu w chłopaku, który uważa ją za koleżankę...
Jest zmuszana przez rodziców do ślubu z bogatym mężczyzną, który jest od niej starszy o 23 lata...
Zdrada swojego męża z tym chłopakiem...
Ojciec ją bije. Wyzywa i wyrzuca z domu, za to że rozstała się z milionerem...
Miesiąc w szpitalu... 
Cięła się...
Gdy ułożyła sobie życie, jej były mąż ją znalazł i zgwałcił... 
Teraz wyjechała z rodzinnego kraju, jak najdalej od wspomnień...
Pies zaczął się trząść. Ale nie z zimna. Wspomnienia tych ludzi przenikały jego ciało i podbudowywały energię. Zmysły mu się wyostrzyły, a ciało regenerowało. Im silniejsze, bardziej dokładne wspomnienia tym silniejszy on będzie. Im bardziej bolesne, tym dłużej są w jego pamięci. Nagle przerwał, bo wiedział że więcej nie oznacza lepiej. Ból głowy przeszedł jego ciało, lecz znikł tak szybko jak przyszedł. Podniósł się z trawy, ominął dwójkę ludzi i swobodnym krokiem, nadal jako pies wrócił do przyjaciół.


-Dziękuję, pycha było!- pisnęła May z jadalni. Emily wzięła jej talerz i zaczęła myć, słuchając piosenek, które leciały w radiu. Nagle Maya przybiegła do niej i przerażonym głosem szepnęła:
-Musisz. Zobaczyć. Co. Się. Dzieję. W. Twoim. Ogrodzie.- robiła przerwę między każdym wyrazem, jakby złączone w jedno miałyby zrobić komuś krzywdę. Em westchnęła, wytarła ręce o ścierkę i udała się za przyjaciółką do salonu, żeby wyjrzeć przez okno na swój ogród.
Co tutaj się dzieje?!
Na jej podwórku siedziało 7 kotów.
Biały pers...
Rudy syjamski...
Cynamonowy Brytyjski...
Czarny Birmański...
Kremowy Maine Coon...
Szary Dachowiec.... 
Czarny abisyński... 
Emily wybiegła i przegoniła koty, po czym szybko wróciła i zamknęła wszystkie okna i balkon.
-To nie jest normalne!- pisnęła wreszcie na głos, to co męczyło ją prawie od rana. 

4 komentarze:

  1. Woo Hoo!! Ciekawe! Sorki,że dopiero dzisiaj komentuję,ale Magda wie o co chodzi. Chyba? :). Śliczne sukienki ^^. Czekam na nn <3.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest suuper<33
    nie no bardzo mi się podoba;))
    czekam z niecierpliwością na następny;*********************
    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest zarąbisty;))
    dawaj szybciutko nn;)))
    A i mogłabyś odpisać mojej siostrze bo zadała pytanie w bohaterach?
    bardzo prosze....I jeszcze raz masz talent
    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  4. Sukienki są naprawdę śliczne :) Jestem ciekawa co z tymi kotami... idę czytać dalej ~Kasumi

    OdpowiedzUsuń