środa, 19 lutego 2014

Rozdział 12.

POCZĄTEK CZĘŚCI DRUGIEJ! 

1. No to skończyliśmy część pierwszą. Jakby ktoś jeszcze nie widział, były małe zmiany w "Rozdziałach". Część pierwsza to było 'Hello, beautiful world". Teraz zaczynamy "Love or war?" 
2.No właśnie... zaczęliśmy cześć drugą, a jak sam tytuł wskazuje będzie się działo. A teraz pytanie do was:


MIŁOŚĆ CZY WOJNA?

Na co powinna postawić Emily? Od was to zależy :) Macie czas do końca drugiej części (czyli ok.do 20 rozdziału)
3.CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zapraszam na 12 :*
*****
Emily z Jamesem weszli do środka. Wszyscy już się szykowali, żeby wyruszyć na poszukiwania May. 
-Kto idzie?-zapytał zmiennokształtny patrząc na pozostałych.
-Nasza ósemka.- powiedziała Stella, a Emily popatrzyła się na nią.
-Dlaczego nie wszyscy?-zapytała ze zdziwieniem.
-Ich moc jest słabsza poza tym miejscem.- wyjaśnił Billy. Emily tylko kiwnęła głowa i więcej się nie odzywała. 
-Gdzie Kendall?- zapytał jej Obrońca.
-Poszedł się wyładować na drzewach.- mruknął ktoś tłumu. Oboje wyjrzeli zza małego okna i zobaczyli dużego niedźwiedzia, który przewraca kolejne drzewo. Zwierzę, które przed chwilą tu stało, zamienia się w geparda i wydrapuje pazurami korę. Po kilku chwilach pojawia się wilk, który siada na tym wszystkim i zaczyna wyć.
-Jejku, on przeżywa gorzej ode mnie... - mruknęła Em.
-Dziwisz się?- Sharon na nią spojrzała i lekko się uśmiechnęła- To wada zmiennokształtnych. Czarodzieje czasem nie panują nad tym, gdzie trafią zaklęcia, a wampiry nie kontrolują swojej potrzeby picia krwi.- mruknęła, a wszyscy na nią spojrzeli.
-Ona. Jest. Nowa.-wycedził przez zęby James. 
-Nie bój się. Już piłam krew.- powiedziała z przekonaniem. Po pomieszczeniu rozległ się odgłos chrząkania i śmiechu.
-Kiedy?!- zawoła Lily z rozdziawioną buzią.
-Tego dnia co tu przyszłyśmy... zanim jeszcze stałam się wampirem...
-Ale... ale to nie możliwe!- zawołała Stella i podeszła bliżej dziewczyny. Zaczęła ja oglądać z każdej strony.
-No, a jednak-wywróciła oczami- Maya też tak miała. Zaczęła wsysać tą swoją energię, czy co to było.- teraz już każdy patrzył się w jej stronę. Nawet Kendall stał w drzwiach w swojej normalnej postaci i przysłuchiwał jej się z zainteresowaniem.
-Ja pierwszy głów poczułam po 3 miesiącach.- powiedziała Shark.
-Ja tak samo!- powiedział Billy. Każda kolejna osoba mówiła podobne odpowiedzi. 
-Fajnie, czyli wychodzi na to, że jestem nieokiełznanym dzieckiem, który wyssał kociaka! 
-Fajnie, że to byłem ja.- zaśmiał się James.
-Nie wypominaj!- zaśmiała się Em, a reszta ciągle ją obserwowała.-No co?!
-To jest bardzo dziwne. Twoje "pobudzenie" powinno się pojawić dopiero jak twoje zmysły przystosują się do zmiany w twoim organizmie... to tak jakby... zacząć śpiewać, zanim zacznie się mówić!- Lily nie dawała za wygraną.
-Pogódźcie się z tym! Ona nie jest normalna... na nasz sposób.-powiedział Kendall podchodząc bliżej. Złapał Emily za brodę i ścisnął. Przekręcił ją w lewo, potem w prawo i bacznie obserwował. Jego oczy ściemniały, a gdy się odezwał jego głos brzmiał kilka tonów niżej:
-Ktoś po prostu wcześniej obudził jej zmysły. Zanim to wszystko się zaczęło. Ale musiał po prostu nie skończyć.- powiedział i znowu miał swoje spokojne zielone oczy i uśmiech na twarzy.
-Czyli z Mayą też tak mogło być...-zapytała niepewna.
-Musiało.- dodał zaciskając ręce w pięści-Ale nic. Znajdziemy ją.
-Na pewno.- Em położyła rękę na jego ramieniu. Ścisnął ją, a potem lekko pogładził.
-Ona nie może umrzeć. Nie wybaczę tego sobie.-mruknął szeptem i zmierzył wszystkich dookoła. 
-Damy sobie radę. Musimy działać razem.- powiedziałam do wszystkich.- Musimy się zsynchronizować, nauczyć swoich możliwości. W sumie wam będzie łatwiej, bo jesteście razem długo i znacie swoje możliwości...
-Tak na prawdę, to nie do końca.- przerwał jej Johny- Nie mieliśmy jeszcze tak poważnej walki, wcześniejsze zadania to był pikuś, ale nie nauczyliśmy się niczego o sobie.
-To tym bardziej!- krzyknęła Em- Trzeba zabrać się do roboty. Poznamy swoje talenty, swoje słabości, marzenia, pragnienia i wszystko co będzie nam potrzebne, żeby uratować ten świat.- powiedziała stanowczo.
Wtedy już wszyscy wiedzieli, że jest idealnym przywódcą.
***
-Zbierzmy się jakoś w krąg.- powiedziała, gdy wszyscy stali już na środku.- Może przysuniemy tamte kłody?- zapytała, wskazując na rozwalone przez Kendalla drzewa. Po chwili Lily wykonała parę ruchów ręką, a kłody otoczyły się jej aurą i przysunęła je do zebranej grupy.-No, więc... usiądźmy...- powiedziała. Panowała napięta atmosfera.
-Boję się węży.- powiedziała Emily z zamkniętymi oczami.-Widzicie! Od razu lepiej. Teraz wy!- Em spojrzała się po wszystkich.-Powiedzcie cokolwiek...
-Zawsze chciałam być psychologiem.- uśmiechnęła się Shark.- A teraz dzięki zmysłom byłabym jeszcze lepsza.
-Brawo!- Emily zaczęła klaska w dłonie.
-Chcę być weterynarzem.- powiedział Billy. Mała sówka usiadła mu na ramieniu, a on zaczął do niej szeptać i głaskać po głowie.- Rozumiem mowę zwierząt.- dodał, a wszyscy się na niego popatrzyli.
-Czyli dowiedzieliśmy się czegoś nowego.- powiedziała Liliana i sama zaczęła zwierzać się ze swoich lęków. Po chwili każdy już wiedział, czego boi się druga osoba lub kim chcą być w przyszłości.
-Teraz zaczynamy prawdziwy trening.- powiedziała Emily wstając. 
***
-Kendall.- powiedziała nowicjuszka-Musisz pokonać swój lęk.- Wskazała na ogień, który przed chwilą wykonała.
-To jest trudne!- powiedział blondyn i odwrócił wzrok.
-Świetnie!- krzyknęła.- Mam dość. Chcę wam pomóc, a wy nawet nie spróbujecie? Rozumiem, że jesteście szczęśliwy, że możecie się bawić magią, ale do ratowania świata nikt nie chce ruszyć tyłka!- zaczęła wrzeszczeć.-Kendall!- znowu zwróciła się do wilka.- Co zrobisz jak Maya będzie w płonącym budynku? Ona nie jest nieśmiertelna!
Oczy blondyna pociemniały, a szczęka się zacisnęła. Spojrzał na ogień i po chwili zamienił się w geparda. Przebiegł przez sam środek płonącej trawy. Emily i Billy zaczęli to gasić, a zmęczony blondyn wyszedł stamtąd cały.
-I to się nazywa postęp!- powiedziała Em i podeszła do Lily. Obie wystawiły do siebie ręce, lecz ich nie dotknęły. Między nimi pojawiły się bordowo-złote iskierki. Em się uśmiechnęła, obserwując cudowne zjawisko.
-Magia.-powiedziała Liliana. Obie wyszły na środek polany. Puls mulatki zaczął bić szybciej. Zaczęła niepewnie się rozglądać. Em odsunęła się na kilka kroków. 
-Zostań tutaj. Przez chwilę. Dasz sobie radę.Wierzę w ciebie.
-Ale co mam zrobić?- zapytała płaczliwym tonem. 
-Wzrok. Czujność. Siła.- powiedziała wampirka i odeszła do reszty.
***
Liliana zaczęła się rozglądać. Sama na takiej dużej łące. Z daleka było słychać głosy jej przyjaciół. Nie powinni jej zostawiać samej w takiej sytuacji. Opadła na kolana i zaczęła płakać. Lecz po chwili usłyszała szelest zza krzaków. Podniosła głowę i spojrzała w miejsce, gdzie wydobywał się nieznośny odgłos. 
-Dasz radę Lily.- powiedziała do siebie i podniosła się z ziemi. Wyciągnęła rękę przed siebie i wypowiedziała formułkę, a małe zwierzątku po chwili znajdowało się na wysokości jej oczu, całe otoczone srebrną mgiełką. 
-Wiewiórka?- zapytała zdziwiona. Powoli opuściła ją na ziemię, ale odgłos nadal się wydobywał. Ponowiła ruch, ale tym razem było trochę trudniej. Przedmiot był o wiele cięższy. Gdy jej się udało zobaczyła człowieka. Zaczęła się cofać, cały czas trzymając go w powietrzu. Co jakiś czas odwracała się, żeby nie upaść. 
***
-Jeśli wróg zna wasze słabe strony to jesteśmy w punkcie wyjścia. Wiec powinniśmy je przezwyciężać. Ale są rzeczy, których nie da się zmienić. Dlatego powinniśmy chronić gardło, krocze i skronie. Nie możemy dać się zaskoczyć od tyłu.- tłumaczyła Emily.
-Jak ty dużo wiesz.- powiedział James opierając się o drzewo.
-Nie zapominaj, że mam część każdego z was. Jesteś urodzonym mistrzem sztuk walki!- powiedziała i kontynuowała swój wykład:
-Ja na przykład nie dam rady nic zrobić bez ochraniaczy na nadgarstki. Mam strasznie kościste i często miałam je skręcone lub złamane. Niby nigdy na długo, ale zawsze to osłabia. Od tamtej pory, gdy idę na wyścigi lub gram w siatkówkę noszę ochraniacze.- powiedziała.
-Ja muszę uważać na ostrze Posejdona i Aresa.- przerwał jej James.- Obaj bogowie pilnują ich jak oka w głowie. Może na wojnę pożyczą nam któryś z nich, ale zawsze jest ryzyko. To są jedyne rzeczy, które mogą mnie zabić.- dodał i się skrzywił.- Wy jesteście nieśmiertelni, ale nie niezniszczalni. Ja mam inaczej. Nie choruję, nie starzeję się, ale można mnie zabić.
-Wracając...- powiedziała trochę wstrząśnięta Emily, lecz nagle zobaczyła jak Lily cofa się do nich. Zmarszczyła brwi, ale potem za nią miedzy drzewami zauważyła ciało, które rzuca się w powietrzu.
Liliana rzuciła go pod nogi Em, a ta stanęła butem na jego piersi. James szybko znalazł się obok niej. 
-Kim jesteś?- zapytała mężczyznę z tatuażem na twarzy. 

niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 11.

1. Czyli wprowadzam zasadę 1 rdz na miesiąc. Przykro mi, że tak rzadko, ale nie mam weny, a jak mam to muszę się uczyć :(
2. Kto chce być powiadamiany o rozdziałach niech zapiszę się do zakładki "Twitter" i podajcie mi swoje nazwy. PRZYJMUJĘ TYLKO I WYŁĄCZNIE TT, ŻEBY NIE BYŁO ZAMIESZANIA.
3.Czytasz=komentujesz.
Zapraszam na 11 :)
*********
-Że co?- krzyknęli wszyscy razem.
-Dopiero dowiedziałem się, że moi rodzice żyją, a teraz mam z nimi walczyć?- krzyknął Billy.
-Trzeba odzyskać May.- dopiero teraz zauważyli, że Emily siedzi w kącie i ciągle powtarza to samo zdanie.- Musimy odzyskać May.- podkuliła nogi i schowała głowę między kolana. Łzy leciały po jej policzku, a głos był przytłumiany, choć nadal było słychać to samo zdanie.
-Uratujemy ją. Obiecuję.- Lily podeszła do niej i zaczęła głaskać po głowie.
-Który dzisiaj jest?- zapytała Emily, gdy usłyszała huk fajerwerków na dworze. Sharon i Bil również odwrócili się w kierunku włazu.
-4 lipca. Święto niepodległości.- mruknął James podchodząc do Em. Kucnął na przeciwko niej.
-To ile mnie nie było...?
-Ponad tydzień. Zawsze tak jest.- dodała Stella.
-Emily. Chodź ze mną, Muszę coś ci wytłumaczyć.
-Ja...ja nie chcę. - powiedziała odsuwając się.
-Dotyczy to May.- warknął i podał jej rękę, żeby wstała. Niepewnie jej sięgnęła i mocny uścisk pomógł jej zachować równowagę.- Idziemy. Chcę jej pomóc to wszystko ogarnąć- krzyknął do tłumu i poszli w kierunku wyjścia. Gdy musieli wejść po drabinie, sprawnie przerzucił ją przez ramię i wspiął się na górę. Przy drzwiach zatrzymał się i obejrzał z każdej strony, czy nic im nie zagraża. W końcu ją puścił i wyszli na zewnątrz.
Świeże powietrze cieszyło Em, ale nienawidziła lasów.  Zawsze się ich bała- miała słuszność, ale dzisiejszego wieczora to było je potrzebne. Chłodne muskanie wiatru otulało jej twarz, dzięki czemu jej aura świeciła coraz bardziej. Przez chwilę zapomniała o wszystkim i szeroko się uśmiechnęła. Lecz, gdy usłyszała wycie dobiegające z lasu, mina od razu jej zeszła.
-Nie lubię wilków.- mruknęła, cały czas stojąc plecami do Jamesa.
-Ranisz.- uśmiechnął się, cały czas skubiąc w kawałku drewna z drzewa, o które się opierał.
-Nie jesteś wilkiem, tylko zmiennokształtnym.- zauważyła Em.
-No tak, ale od wilka się zaczęło. Moja pierwsza wyprawa do lasu, a ja zmieniłem się w wilka i zabiłem stado wiewiórek.- oboje zaczęli się śmiać.
-Czemu nosisz okulary?- zapytała wampirzyca po chwili.
-Zacznijmy od początku.- mruknął i podszedł d niej bliżej.- Zmiennokształtni mają tak, ze od urodzenia przypisana jest im osoba, którą muszą się opiekować. Są Obrońcami. Mimo wszystko, będą narażali własne życie, żeby uratować swojego ... "podopiecznego"- powiedział zakreślając w powietrzu cudzysłów- Nie znają tej osoby, może być to ktoś spotkany przypadkowo na ulicy. Dowiadują się dopiero po spojrzeniu tej osobie w oczy. Prosto. Bez lusterek, okularów czy innych rzeczy. Każdy może mieć tylko jednego Opiekuna lub jednego podopiecznego.
-Boisz się, że to ja lub May?- zapytała wprost.
-Boję się, że to ty. Kendall jest Opiekunem May, Dlatego to wszystko tak przeżywa.-z domku rozległ się odgłos tłuczonego szkła.
-Dlaczego się boisz. To .. naturalne.-Em nie była pewna co powiedzieć.
-Jestem wojownikiem, moi opiekunem jest Ares, najsławniejszy wojownik wszystkich tysiącleci. Ja potrafię oddać życie za każdego, a jak będę miał podopieczną lub podopiecznego to wszystko to utrudni.
Przez chwilę stali w milczeniu. Emily musiała wszystko przemyśleć. Słowo po słowie, żeby zrozumieć co miał na myśli James.
-Chcesz oddać życie z May'ę.- mruknęła z przerażeniem w głosie.
-Dokładnie.- odpowiedział. Wepchnął ręce w kieszenie i odwrócił się na pięcie. Po kilku krokach Emily go dogoniła i mocno ścisnęła za nadgarstek.
-Nie będziesz tego robił. Damy radę, ale tylko wszyscy razem. Nie może zabraknąć jednego z nas. czy to ty, May czy ktoś inny.- Emily próbowała odnaleźć oczy wilka zza ciemnych szkieł.
-Silna jesteś, a teraz mnie puść.- warknął na nią. Dosłownie. Wydał dźwięk jak prawdziwy zwierz.
-Nie.- złapała jeszcze mocniej, a wolna ręką szybko ściągnęła okulary. James odwrócił wzrok i unikał jej spojrzenia.
-Nie wiesz co robisz.- mruknął i się wyszarpał. Odwrócił się od niej. Nie minęła sekunda, a jasny wilk przemierzał las, powoli się oddalając. Wybuchy fajerwerków zagłuszały wycie zwierzęcia, lecz Emily wszystko słyszała. Stała w tym samym miejscu przez cały czas. Po chwili do jej uszu dobiegł odgłos strzał i przerażający pisk. Ktoś ucierpiał. Bez zastanowienia pobiegła do miejsca, z którego pochodził skowyt. Dzięki wampirzej szybkości na miejscu była niedługo potem. Zobaczyła siwego wilka, który krwawił i wygaszona już petardę kilka metrów dalej. Emily padła na kolana, a wilk znowu przemienił się w człowieka.
-Nie mogę stracić kolejnej osoby. Jesteście moją rodziną, mimo, że was nie znam.- zaczęła płakać, a słone łzy poleciały na ranę w brzuchu. James zawył jeszcze głośniej, a Em się przestraszyła. Czerwona ciesz, płynąca z tętnicy zakrzepła w mgnieniu oka. Wampirzyca, dzięki części mocy, którą dostała od każdego, przemyła ranę, a po chwili nie było jej widać.
-Już nie boli?- zapytała cicho.
-Nie.- uśmiechnął się szeroko.
-Nie masz okularów.- mruknęła, widząc, ze nie chce otworzyć oczu.
-Wiem. Ale to nie problem. Dziwi mnie bardziej to, ze zacząłem krwawić.
-Dostałeś w tętnice. Dziwi cię to?- zapytała z niedowierzaniem.
-Nigdy nie miałem żadnej rany. Od dzieciństwa, ani razu nie krwawiłem, wszystkie blizny od razu się goiły, nic nie złamałem.
-Nie pomyślałeś o tym, ze oddałeś mi część swojej mocy... całkiem przypadkiem?- dodała, sama trochę nie dowierzając, że takie coś jest możliwe. James otworzył oczy ze zdziwienia i spojrzał w niebo.
-Bardzo możliwe. Cóż, przynajmniej nadal jestem nieśmiertelny.- prychnął.
Zapadła trochę niezręczna cisza. Emily czuła się głupia, ze przed nią leży chłopak bez koszulki w poszarpanych spodenkach. James wyczuł dlaczego ciągle patrzy na złączone dłonie na swoich kolanach.
-W którymś z drzew powinien być komplet ubrań. - powiedział, wskazując palcem na trzy pobliskie drzewa.
Em wstała i ruszyła do pierwszego z nich. Przez chwilę szukała jakiegoś otworu, a potem wyjęła czarną reklamówkę z białą koszulką i czarnymi spodniami w środku. Rzuciła ją James'owi i odwróciła się.
Gdy chłopak skończył się ubierać, podszedł do niej cicho. Dotknął gorącymi dłońmi, jej zimnych ramion.
-Ale jesteś lodowata.- mruknął jej w ucho.
-Podobno wampiry nie żyją.- stwierdziła.
-Żyją, tylko nie potrzebują tyle tlenu i innych substancji, które są konieczne, żeby reszta przeżyła.
-Dzięki, przyda się na przyszłość.- dodała i ruszyła w kierunku jej nowego domu.
-Poczekaj.- James zawołał za nią. Zatarasował jej drogę swoim ciałem i mocno ścisnął w biodrach.
-Co ch..- nie skończyła, bo chłopak własnie ją pocałował. Odwzajemniła ten niewinny gest. Zarzuciła ręce na jego szyję. Dziwiła się, że ktoś tak groźny i waleczny potrafi być tak delikatny.
-Wystarczy ułamek sekundy, żeby dowiedzieć się wszystkiego o tej osobie.- mruknął, gdy przerwali.
-Pamiętaj Em. To nie czas na romanse. Jest wojna. Musimy zachowywać się odpowiedzialnie. Masz mnie słuchać, zrozumiałaś? Nigdy, nie wtrącaj się w moje wybory. Jeśli będę chciał cię uratować, ty masz się z tym pogodzić.
-Kim ty jesteś, żeby mi rozkazywać?!- zapytała zdenerwowana.
-Twoim Opiekunem.- uśmiechnął się. Resztę drogi trzymali się za ręce i rozmyślali o tym co ich czeka.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ!

sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 10.

1.Wydaję mi sie, że jest dłuższy niż zwykle :)
2.Zapraszam na mojego 4 bloga xD
3.A teraz smutna wiadomość :(
4.Mam mało czasu, brak weny i pomysłów, więc rozdziały będę dodawała raz na miesiąc. :(
5.Ale będą dłuższe!
A teraz zapraszam <3
*******
-Maya, co się z tobą stało?- zapytał Kendall.-Jesteś jakaś… taka sama.
-A jaka miałabym być?!- mruknęła ustawiając świeczki po całym pomieszczeniu.
-No nie wiem… inna, magiczna, nienaturalna, nadprzyrodzona?- powiedział sarkastycznie Jo.
-May!-krzyknął Hades,  a blondynka się wzdrygnęła.-Gdzie twoja nieśmiertelność?!- zapytał, a May szybciej zabiło serce. Nastała niekomfortowa cisza przerywana tylko szuraniem różnych przedmiotów.-Coś ty z nią zrobiła?!-warknął jej opiekun i po chwili znalazł się obok niej.
-Chciałam ją oddać, żeby tu wrócić, ale potem usłyszałam Emily… no i uciekłam. I jestem tutaj! Pomogę wam i będzie po krzyku!
-Wiesz, że nieśmiertelność to najważniejsze w całej tej układance?!- zaczął na nią krzyczeć nie zwracając uwagi na innych.- W każdej chwili możesz umrzeć, zachorować, zostać zraniona. Na co ci moce, skoro byle jaka grypa może cię zniszczyć!
-Będę uważała.- wycedziła przez zęby.-A teraz daj mi spokój. Chcę z powrotem moją przyjaciółkę.
Gdy wszystko było ustawione, James przeniósł Emily na jej miejsce, a bogowie wyszli, Maya kazała wszystkim usiąść na swoim znaku.
-Zróbcie tak z dłońmi, jakbyście mieli złapać kogoś za rękę. Lewa ręka zwrócona w dół, a prawda górę. Lekko ściśnięte, jakbyście już kogoś trzymali.- instruowała ich, aż powoli pojawiły się pierwsze łącza w postaci mieszaniny kolorów mocy sąsiadujących osób. Wreszcie blondynka zajęła swoje miejsce między Kendallem, a Lily.
-Jesteś pewna, tego co robisz?- zapytał James.
-Nie.-mruknęła i zamknęła oczy.
-May. Nie rób tego. Nie masz tyle siły, jesteś śmiertelna i nie pewna tego, co robisz!- krzyknął Kendall, ale było za późno. Blondynka zrobiła się blada, białe paski pokrywające jej ciało, wzniosły jej włosy do góry. Usta zaróżowiły się, a ciało lekko uniosło do góry.
-Żywioły, wspierające ciało i duszę Emily, przyjdźcie do nas! Ogrzejcie ciało mojej przyjaciółki, zmyjcie wszystkie złe komórki, wypełnijcie jej ciało i życie. Niech jej dusza wróci do nas i uratuje świat. Piekło, oddaj naszą przyjaciółkę, ona nie zasługuje by stać u twoich bram i cierpieć. EMILY OŻYJ!-krzyknęła, a szatynkę wybiegło. Z jej ust buchnął płomień. Mayą zarzuciło do tyłu i więź się przerwała. Wszystko pogasło i nastała ciemność. Każdy pobiegł  w kierunku blondynki.
-Wszystko mnie boli, moja głowa… nic nie widzę…-zaczęła mruczeć, a z jej oczu zaczęła lecieć krew.- Czy Emily żyje?
-Tak… tak Mayo jestem przy tobie.- odezwała się. Reszta wybranych odwróciła głowę w jej stronę. Wstała masując głowę. Trochę kulejąc podeszła do przyjaciółki.
-Oh Em! Cieszę się, że żyjesz…
-Ale tobie się może coś stać. Chodź, zaniosę cię do pokoju.- mruknęła i ja podniosła. May zamknęła oczy i wtuliła się w przyjaciółkę, która z lekką trudnością weszła w głąb korytarza przy znaku jej przyjaciółki. Na ramieniu blondynki widniał znak ying-yang i dzięki temu wiedziała gdzie ma iść. Zatrzymała się przed drzwiami w ciemnym korytarzy, ale nie mogła iść dalej.
-Co się dzieję?
-Muszę cię zaprosić.-powiedziała sennie Maya.
-Skąd to wiesz…?
-Tak jest na każdym filmie o wampirach.- uśmiechnęła się blado.-Więc, Emily Gray. Zapraszam cię do mojego pokoju. Będziesz pierwszą osobą, która go zobaczy. Dosłownie. Nawet ja go nie widziałam.
Em uśmiechnęła się przez łzy i weszły razem do środka. Przeważały tutaj kolory czerni i bieli. Położyła ją na łóżku i przykryła kołdrą. Małe kropelki krwi ściekały z jej oczu na poduszkę, ale po chwili już usnęła. Emily zamknęła drzwi i pobiegła na górę.
-CO TO MA ZNACZYĆ?! WYTŁUMACZY MI KTOŚ?!- krzyczała na wszystkich powstrzymując łzy.
-A co chcesz wiedzieć?- zapytał spokojnie Zeus.
-Najlepiej wszystko! Dlaczego się tutaj znaleźliśmy, o co chodzi z moimi rodzicami, dlaczego May jest nadal śmiertelniczką i czemu mam moce wszystkich tu obecnych! – szatynka nie wytrzymała i opadła na kolana w miejscu w którym przed chwilą stała i zaczęła płakać.
-Cichutko, uspokój się.-Demeter do niej podeszła i przytuliła.- Tłumacz IM o co chodzi. Dlaczego, żadne z NICH nie zna całej prawdy?
-Dobrze. Zasługujecie na to… - wszyscy z napięciem patrzyli na Zeusa i tylko szloch Em przerywał tę niezręczną ciszę.- Gdy byliście mali, Thor chciał mieć swoich własnych obrońców, którzy nie mogli by się mu zbuntować. Żaden z innych jego braci, niższych bogów, nimf i herosów nie był z nim do końca. W pewnym momencie wszyscy się od niego odwracali. A nie mógł nimi manipulować, ani ich hipnotyzować, więc przestawił się na ludzi. Każde z was jest teoretycznie sierotą, bez rodzeństwa, ale tak na prawdę gdzieś na świecie żyją wasi rodzice… i starsze rodzeństwo niektórych z was. Wy po prostu byliście za mali, żeby Thor was zabrał, więc gdy tylko oddalił się od LA, przylecieliśmy tutaj z Japonii i każdy z ans wszczepił część siebie do waszej duszy. I w pewnym momencie zaczęliście się przemieniać, wasze moce się uaktywniły no i jesteście tutaj.
-No to odpowiedziałeś na 2 pytania z 4.- mruknęła Shark.
-Spokojnie! Nie wszystko na raz. Nie mam pojęcia, co się stało May…
-Ja wiem. Apollo chciał uzyskać jej nieśmiertelność, a że nie znała greki, nie wiedziała, że już wtedy jej odebrał. Gdyby nie ty Emily, zabiłby ją, kończąc formułę.
-Oh…-Em przestała płakać i zatkała usta ręką, czekając na dalsze wyjaśnienia.
-A co do tych mocy. Skąd wiesz, ze masz wszystkie moce?
-Wiem to, czuję jak mnie wszystko wypełnia, tego jest za dużo. To.. rozsadza mnie od środka. Boli. Bardzo boli. Rozciąga mnie od wewnątrz, piszczę, wręcz pali, a zaraz potem wszystko ustaje, ale za to mi w głowie pulsuję. Czuję to w głowie, w ciele, na skórze…
-To może być efekt uboczny tego, że Maya sprowadziła cię tutaj do nas.- Demeter pogłaskała ją po głowie. – I inni jej w tym pomogli. Oddali kawałek siebie, żeby odzyskać twoją duszę.
-Ale co poszło nie tak?
-Chyba.. chyba ktoś wkradł się do twojej wyobraźni. Musimy uważać, bo może być w pobliżu…
Nagle rozległ się krzyk May. Wszyscy pobiegli na dół i zobaczyli pękniętą płytkę ze znakiem blondynki.
-Tylko nie to! Nie pęknięty znak!- krzyknął Zeus.
-Co to oznacza?!-krzyknęła Emily.

-Wojnę.-powiedział Hades.-Z rodziną. 

czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział 9. cz.2

1.Hahahahah niespodzianka! Dodam część drugą, bo chciałam tak dramatycznie zakończyć :P
2.Komentarze z 1 części nie wpływają na dodanie części drugiej, tylko na dodanie 10 :)
3. Pamiętajcie o piosenkach
4.Nie wiem dlaczego, ale pasowało by tutaj "Wrecking ball" , a co wy sądzicie?
5. Wiecie przepraszam, za taki krótki rozdział, ale mam wenę, tylko bardziej chodziło o dramatyczny koniec (DAM DAM DAAAM) :P
A teraz zapraszam na część drugą :P
*******
-Jak to... zabić?!- Maya miała mieszane uczucia.- A może ty po prostu chcesz, żebym od nich się odwróciła i mnie okłamujesz?
-Nie obchodzisz mnie ty, tylko to co od ciebie chcę, więc po c miałbym cię okłamywać?
-No na przykład po to, żeby zdobyć ode mnie to co chcesz... no właśnie! A  czego właściwie chcesz?
-Twojej nieśmiertelności.


-Chodź za mną.- powiedziała moja druga strona. Ona w czarnej szacie, ja w bordowej ruszyliśmy znowu przez schody- nienawidzę tyle schodzić!- mruknęła. Zatrzymałam się gwałtownie i złapałam ją za rękę. 
-Spójrz.- uśmiechnęłam się i w myśli zaczęłam mówić regułkę do powietrza. Po chwili na miejscu dwóch "bliźniaczych" dziewczyn były dwie mgły, które łudząco przypominały nasze kształty. w tempie natychmiastowym znalazłyśmy się na dole. Powietrze nas opuściło i od razu powróciły  nasze formy.
-Nieźle, siostro.- skomentowała ciemna strona.
-Oh.. dziękuję?- nie wiedziałam co powiedzieć.- A tak dlaczego jesteś ciemną stroną?
-Bo jestem ciemna, nie zauważyłaś?- powiedziała sarkastycznie.
No niby ma czarne włosy, ciemne oczy, ciemną szatę i nawet jest umalowana ciemnymi kolorami, ale to nie oznacza, że jest zła. Prawda?
-Nie jestem zła. Po prostu mam ciężki charakter.
Ona czyta w moich myślach?
-Nie. Po prostu mam te same myśli co ty.  
-Serio?!- nie mogłam uwierzyć. 
-Tak. a teraz wchodź.- wyszczerzyła swoje ząbki i gestem ręki kazała mi wejść przez bramę do piekieł. Przełknęłam ślinę i weszłam do mrocznego świata bólu i cierpienia. 
Nawet nie zauważyłam, kiedy stamtąd wyszłyśmy.
-Nie weszłyśmy tu nawet!- zbulwersowała się druga Emily. 
-Serio?- zdziwiłam się.
-Te drzwi.- wskazała palcem na bramę.- One mają zdolność zmieniania miejsca. Przesunęłyśmy się w kierunku wróżki. 
-Oh..- znowu zabrakło mi słów w gębie. Co ja mam odpowiadać osobie, która żyje w tym świecie 17 lat? 
-Oj już nie dramatyzuj!
-Ej! Skoro ty masz moje myśli to czy ja mam twoje?
"Tak" 
-To fajnie.- ucieszyła mnie ta odpowiedź w mojej głowie. - A jak nie jesteśmy... no wiesz... obok siebie, to tez się słyszymy?
-Jestem tak jakby twoim sumieniem. Tylko nic nie mów!- uciszyła mnie, w momencie, gdy chciałam zacząć się wypytywać o szczegóły naszej "więzi".- Teraz wchodzimy do świata pewnej czarownicy, więc musisz zachować ciszę. 
Weszłyśmy przez czarne drzwi ze srebrnym znakiem. W środku panował nastrój typowego gabinetu wróżbiarstwa. Fioletowe ściany, szklane kule, rożne "wywary",porozwieszane zasłony i wiele wiele innych przedmiotów. Usiadłam na złotym fotelu z purpurowymi poduszkami. Spojrzałam na ciemnoskórą staruszkę. Miała założone okulary i wpatrywała się we mnie.
"Tylko spróbuj się odezwać" skarciła mnie Ciemna.
-Ktoś ci pomoże. Nie bój się. wrócisz do domu. Uratujesz rodziców z rąk Thora. 
-Ale kto mi pomoże?!-krzyknęłam, a Ciemna się na mnie spojrzała. Staruszka zaśmiała się i zdjęła okulary. Ona była niewidoma!
-Twoja przyjaciółka!- pokazała mi obraz w szklanej kuli jak ktoś wyciąga z niej jakąś mgłę... jej moc! 
-May nie!- krzyknęłam i upadłam na kolana.


Maya uklęknęła przed Apollinem i zamknęła oczy.
Robisz to w słusznej sprawie!
Uniosła wzrok do góry, bóg patrzył w niebo i wymawiał jakieś formułki w języku greckim.
-Jesteś gotowa?
-Tak.- odpowiedziała natychmiastowo.
-Mayo Andersen. Zobowiązałaś się oddać mi swoją nieśmiertelność w zamian  za pomoc powrotnego dostania się na Ziemie...
-Nie pomoc, tylko masz mnie tam zabrać!- warknęła.
-Czyli dbasz o szczegóły. Więc teraz powtórz to, co ja tylko, że we własnym imieniu.
-Ja, Maya Andersen zobowiązuję się oddać moją nieśmiertelność...
-May nie!
Blondynka usłyszała głos swojej przyjaciółki i wstała z kolan. Z przymkniętymi oczami szukała źródła dźwięku. Znalazła je przy czarnej plamie w środku lasu. Obróciła się w kierunku Apolla i krzyknęła:
-Żegnaj!- po czym wskoczyła do środka.
Po kilku minutach znalazła się między ludźmi z Kręgu, którzy pochylali się nad bezwładnym ciałem jej przyjaciółki.
-Odsuńcie się ja to załatwię!- warknęła i przepchnęła wszystkich na bok. -Albo przynajmniej spróbuję.- dodała pod nosem.

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 9. cz.1

1.Jakie piosenki proponujecie na tło? Jakieś wolne, lekko przerażające. Dodawajcie swoje propozycje w komentarzach.
2. Hurra. 4 komentarze. Ale chcę teraz 6, bo będziecie czekać na 10, aż do nowego roku!
3.Przepraszam za szantaż, no ale wiecie- moja wena to wasze komentarze. Poza tym miło się je czyta <3
4.Jeśli macie jakieś uwagi, pomysły, propozycje piszcie w komentarzach, albo na e-mail:
julkamagda3@gmil.com
5.Niedługo na tym blogu, pojawi się nowa notka, która jest już napisana i tylko czeka na przepisanie :)
6.A na tym blogu niedawno był rozdział 15 :)
7.I pamiętajcie o tych piosenkach!
A teraz bez przedłużania zapraszam na 9 :**
********
-Hadesie o co chodzi?- dopytywała się Atena, ale nieustępliwy bóg nie chciał odpowiedzieć.
-No proszę was! Trzeba Emily pomóc!- krzyczał Zeus. Jego oczy płonęły.
-No już spokojnie. Udałem się do May, ale jej nigdzie nie było. Jej świat zniknął. Myślałem, że jest na dole i po prostu się zgubiła, ale teraz widzicie, że nic jej nie jest.
-Nie było was tydzień.- wysyczała Afrodyta.- Zresztą jak każdego z nas, podczas przemiany swojego podopiecznego, a ty nie mogłeś jej powiedzieć, jak ma się uwolnić!
-Ona jest za zdolna ja to wiem.- Hades wstał i podszedł do Afrodyty. Patrzyli sobie prosto w oczy. Białe i czerwone iskry zaczęły przeskakiwać między nimi.
-Spokojnie. Da sobie radę. A my musimy czekać...- uspokajała wszystkich Hestia.
-Miejmy taką nadzieję... - mruknął Posejdon zaciskają pięść.


-Już.- mruknęła May, gdy obraz ludzi z Kręgu zniknął.- Powiedziałam im, że wrócę. Co dalej?
-Teraz musisz coś poświecić.- mruknęła postać w czarnej szacie.
-Wiem o tym!- szybko podbiegła i krzyknęła mężczyźnie prosto w twarz. Oczy jej zalśniły bielą, a potem znowu zmieniły  się na granatowe.- Przejdź do konkretów.
-Jestem Apollo.- mężczyzna zdjął kaptur i uśmiechnął się. Bóg przedstawiany wcześniej jako ideał mężczyzny miał bliznę na twarzy, która pod zapuszczonym zarostem była ledwo widoczna. Uśmiech jego wypełniały pożółkłe zęby. Błękitne oczy były przekrwione, a żyły na rękach wyglądały jakby miały zaraz eksplodować. Głos, wcześniej piękny, aksamitny, ideał dla 9 kobiet, które jako jego muzy podążały z nim po całym świecie, teraz niski, z lekka chrypą i odrażającym zapachem papierosów.
-Nie wyglądasz.- zaśmiała się May, lecz po chwili urwała, widząc wrogi wzrok boga.
-To wszystko przez Zeusa i jego liczne romanse!- krzyknął i wyrwał drzewo z ziemi. Czarodziejka odskoczyła i wzięła głęboki oddech.- Thor. Jego syn. On nam to zrobił. Mogłem albo przeżyć, albo umrzeć jako piękny mężczyzna.
-Nie mogłeś zrobić tak jak reszta bogów? Wzięli ciało popularnych gwiazd i ciągle istnieją. Są nieśmiertelni, piękni i jeszcze mają nas!
-No własnie! Mają was. Małych, głupiutkich, niedoświadczonych i teraz nieśmiertelnych bogo-podobnych ludzi!
-No, ale ty takiego kogoś nie masz?- dopytywała się May. Cały czas była wpatrzona w Apolla, który był blisko łez.
-Jak Thor porwał waszych rodziców, to Zeus uznał, że ich dzieci są najlepszym sposobem, by go pokonać. Tak jak on zabij swojego ojca.
-Jak to Thor... on ma moich rodziców?!- krzyknęła Maya i teraz to ona przewróciła drzewo.
-No tak. No i dlatego Zeus was powołał. W dzieciństwie, każdy z bogów dał wam część swojej duszy i dlatego są nieśmiertelni, bo część ich jest w waszych ciałach. I dzięki temu mają nadal dużo mocy, żeby przyjmować ciało tych "celebrytów". A ja w tym czasie ukrywałem się w moim świecie wyobraźni. Wiesz to taki świat, który robię mocą mojej wyobraźni i żyję sobie tam sam.
-Czyli... czyli oni nas po prostu wykorzystują, żeby mieć pełną moc?!
-Możliwe. Chcą was wykorzystać.
-No, ale my odzyskamy rodziców... czyli wyjdzie nam na dobre!- May nie mogła uwierzyć w to co teraz słyszy i próbowała znaleźć jakieś dobre strony.
-Niestety nie... Musicie ich zabić.

piątek, 1 listopada 2013

Rozdział 8.

1. Komentarze, I need komentarze <3
2. Była poprawa, bo były chyba 4 (jak na razie)
3. Ale chciałabym zobaczyć chociaż raz 6 albo 7 <3
4. Jeśli to nie problem, może wyślecie swoim znajomym linki do bloga?
5.Może im się spodoba?
6. Zrobię taki rozdział jaki prosiliście. Z punktu widzenia reszty. Nie będzie Emily i May :D
7. Trochę dużo tych pkt, ale ciii :P
8. Nie wiem czy przedłużać powrót dziewczyn na ziemię, czy jeszcze was pomęczyć?
9.CZYTASZ=KOMENTUJESZ
A teraz zapraszam na 8 :***
***********
Cały świat w okół Emily i Zeusa zaczął zanikać. Wszystkie palmy, mewy, fale rozmazały się i straciło swój kolor. Trochę przerażony bóg podniósł swoja blada podopieczną i przerzucił ją przez ramię. Nie wiedział co dalej robić.
Przecież, gdy użyje mocy Thor dowie się, gdzie się ukrywają.
Thor- jego własny syn. zrodzony z jedną z pięknych Rzymskich kobiet.
w V wieku tej ery, jego własny syn odwrócił się od swojej rodziny. 100 lat później zaczął walczyć przeciwko bogom, ale sam nie dawał rady.
Niedawno znalazł towarzyszy...broń....i zdobył siłę.
Teraz silni bogowie nie umieją go pokonać. Oddali całą swoją moc małym dzieciom, które teraz wróciły do nich, by szkolić się i pomóc.
Tylko teraz jak trzeba uratować najważniejszą z nich?!
-Myśl Zeusie. Myśl.- ponad wiekowy bóg ruszył przed siebie. Zaczął biec, a bezwładne ciało wampirki wisiało na jego ramieniu.- Ten Mel Gibson jest sprawny.- uśmiechnął się sam do siebie i po chwili stanął między resztą kręgu. Wszyscy byli zadowoleni. Chłopaki grali w karty, a Sharon malowała paznokcie pozostałym dziewczynom.
-Musicie mi pomóc!- Jowisz, bo to było jedno z jego wielu imion, położył Emily na kanapie. Wszyscy zebrali się w okół niej, a po chwili dołączyli bogowie.
-Co się dzieję?- zapytał stanowczo James.
-Kiedy zdążyłeś je założyć?!- zapytał John.
-Jak zobaczyłem Zeusa. Chronię się przed Emily.
-Ogarnij się James! Ja jestem obrońca May i jakoś żyję!- krzyknął Kendall.- Zobacz Ela tez nie ma nikogo, ale się nie boi!- zabrzmiała mroczna strona blondyna.
-Cisza!- zabrzmiał głos Aresa.- Zachowujecie się jak typowi nastolatki! A nie jesteście typowi.
-Dobra. Stella wie co robić, prawda?- zapytała Shark.
-Co z Emily? Atena mi mówiła, że jej opiekunem jest Hades. Więc ma moc związaną z życiem.Prawda Hadesie?
-Prawda. Ale ona jeszcze nie wyszła ze swojej krainy. co mnie bardzo dziwi...
-Może ją odwiedź?!- zażądała Demeter- To tylko nie doświadczone dziecko, a ty jej nie pomogłeś? Ja Kendalla wyprowadziłam.
-No niby na chwile umarłem, ale po jakiś 10 minutach wróciłem. I do tego z dublowany.- zaśmiał się.
-Dobra. Mówiłem jej, że ma wyjść, że to jej wyobraźnia, że nad nią panuje...
-Idź już!- krzyknęli wszyscy i Hades zniknął. Wszyscy czekali w napięciu, a w tym czasie Atena z Stellą wymyślały co może być dalej, jak May wróci...

Po 5 minutach bóg wrócił. Wszyscy w jednym momencie odwrócili się w kierunku Plutona, który zamarł w jednej pozycji.
-Sprawdźcie na dole.-wysyczał przez zęby i zakrył twarz dłońmi.
Wszyscy jak jeden mąż zeskoczyli na dół. Biała podłoga, wcześniej z 7 znakami teraz już z 9, była pokryta sporymi plamami krwi. Od dwóch nowych znaków odchodziły korytarze, które doprowadzały do pokoi May i Em. Oznaczało to, że Emily wróci do żywych, a Maya znowu znajdzie się wśród ludzi z Kręgu.
Lecz tylko Lily zwróciła na to uwagę. Reszta zastanawiała się dlaczego tu są plamy krwi. Przypuszczali, że to krew nowej czarodziejki...
-Niue ma jej!- krzyknęła Afrodyta, lecz zaraz potem pojawiła się blondynka. Lecz nie jako ona, tylko jako hologram.
-Nie bójcie. Nie długo do was wrócę. Pomogę wam uratować moją przyjaciółkę.- powiedziała zawzięcie, stanowczo z nutą przywódcy z głosie.
-Oh, moja malutka May. Musisz się wiele nauczyć.- z góry zeskoczył Hades.- Nie bałem się. Po prostu martwiłem. Jesteś jeszcze taka kruchutka...
-Nie w tym życiu.- zaśmiała się i zniknęła.

niedziela, 13 października 2013

Rozdział 7.

1. Szkoda, że tak mało komentarzy :(
2. Myślałam, że jak nie dodam rozdziału to ktoś jeszcze skomentuje.
3. Następnym razem jak nie będzie 3 komentarzy to nie dodam rozdizału :(
4. Dziękuję Stelss za ten komentarz :D Teraz bd wiedziała, żeby oddzielać Em od May. A te błędy ortograficzne to chyba większość literówek.
5.A co do długości rozdziałów. Ja mogłabym pisać dłuższe, ale właśnie o to chodzi, żeby urwać w odpowiednim momencie ;)
6. Jeśli dajecie "+1" mojemu postowi, to zostawcie od razu komentarz.
7.CZYTASZ=KOMENTUJESZ
A teraz zapraszam na 7 :*
********
Ciarki przeszły po plecach Em. Nagle poczuła się słaba, bezbronna i strasznie zmęczona.
-Coś jest nie tak.- mruknął przerażony Zeus. Podszedł do swojej podopiecznej. Spojrzał w jej oczy, a te zaraz się zamknęły. Powieki były ciężkie nie do zniesienia. Błądził spojrzeniem po jej twarzy.  Usta był lekko fioletowe, skóra biała. Na policzkach porobiły się czerwone niteczki przypominające pajęczynę. Dotknął jej nadgarstka. Puls gwałtownie zwalniał.
-Przecież jesteś nieśmiertelna!- krzyknął.


-Czuję się jak nowo narodzona!- pisnęła May. Zaczęła stąpać po ścieżce, pozostawiając ślady białej mgiełki zamiast odcisków stóp. Podbiegła do strumyka z szerokim uśmiechem na twarzy. Podciągnęła szatę i stanęła na środku. Woda przyjemnie muskała jej łydki. Wokół niej zebrało się pełno leśnych zwierząt z czerwonymi oczami. Lecz nie bała się tego. Wiedziała, że to wytwór jej wyobraźni. Kucnęła na jednym z kamieni i spojrzała na swoje odbicie. Na jasnej twarzy pojawiły się rumieńce. Usta nabrały koloru maliny. W jej granatowych oczach można było zauważyć złote plamki, a białka lśniły jak małe diamenty. Uśmiechnęła się dumna z siebie i tego co może teraz robić.
No właśnie!
Wyciągnęła rękę przed siebie.  Skoro mogła wytworzyć zwierzęta za pomocą wyobraźni to ciekawe co się stanie, gdy mocno się skupi...
Zamknęła oczy, rękę ścisnęła w pięść, usta lekko otworzyła i szeptała ledwo słyszalne słowa. Po chwili wokół niej pojawiła się postać. Cała była biała. Nie, nie blada. Wyglądała jak duch.
-Kim jesteś?- Maya gwałtownie wstała. Stanowczo spojrzała się na postać, która latała nad jej głową.
-Nie wzywałaś mnie?- zaśmiała się piskliwym głosikiem dziewczyna i zatrzymała się przed nią.
-Chciałam porozmawiać z kimś z zaświatów...A no tak! Umarłaś.
-No to kochana, Amerykę odkryłaś! Niczym mój wuj Krzysztof. 
-Kolumb był twoim wujkiem?!
-No tak. A teraz razem latamy wokół ziemi i obserwujemy ludzi. Wiesz co się ciekawego dzieję na świecie?! Na przykład: wcześniej obserwowałam jak pewna dziewczyna umiera!- zaśmiała się znowu dziewczyna.
-To nie jest śmieszne. A co by było jakby to był któryś z twoich potomków?! Bardzo daleki, no ale potomek...- tłumaczyła Maya.
-No, ale nie była. Raczej to ty powinnaś płakać.
-Niby dlaczego?- zaciekawiła się blondynka.
-Myślałam, że kochasz swoją przyjaciółkę, tę całą Emily... Gray.- duch zachichotał i znowu zaczął szybować wokół May.
Dziewczyna była roztrzęsiona.
Czyżby jej przyjaciółka nie przeżyła obudzenia mocy? Albo czy w ogóle się do tego nadawała? Nie możliwe, żeby umierała!
-HADESIE!- krzyknęła zrozpaczonym głosem Maya.-HADESIE, błagam!
-W czym mam ci pomóc? Śpieszę się...- mruknął rozdrażniony- Z... ktoś bardzo pragnie utrzymać jedną osobę przy życiu, a jest za słaby, żeby jej pomóc.
-Przecież mówiłeś, że ktoś tam zabiera wam moc i sam też nie jesteś silny!
-Ale JA jestem panem życia i śmierci.
-Ja jestem czarodziejką życia i śmierci. Wydostań mnie stąd. Chce do mojej przyjaciółki.
-Niestety. Ja ci nie pomogę. To twój wiat i tylko ty wiesz gdzie jest wyjście.- mruknął i zniknął.
-Hadesie! Jesteś mistrzem w denerwowaniu ludzi! Pobiłeś nawet mój rekord! A teraz koniec żartów i wracaj mi pomóc!- krzyknęła rozdrażniona.- Hadesie proszę, pomóż. Tu chodzi o życie mojej przyjaciółki!- teraz usiadła na brzegu i zaczęła  płakać. Białe łzy spływały po jej policzkach, dłoniach, rękach, aż w końcu spadały na ziemie wypalając w niej ślad.
-Dobra Maya ogarnij się.- otarła łzy rękawem.- Siedząc i płacząc nie pomożesz jej.
May wstała i przełknęła ślinę. Postąpiła krok na przód i nagle poczuła ogień palący ją od środka. Lecz jej to nie zabolało, tylko dodało odwagi i determinacji. Spojrzała w dół. Pod jej stopom była spalona dziura. Nagle popiół zaczął tworzyć się s wąską linię, która ciągnęła się w kierunku lasu. Blondynka zaczęła podążać w tamtym kierunku. Ostrożnie podążała krok po kroku, nie oglądając się za siebie. Duch siostrzenicy Kolumba leciał za nią i obserwował to co się dzieję z młodą czarodziejką.
-Jestem ciekawa czy tobie też się uda... Może twoja koleżanka trafi tam gdzie ja? Wiesz, mam nadzieję, że ta cala Emily będzie dobrą przyjaciółką, to wtedy będę mogła się z nią zakumplować.- duch cały czas chichotał, aż w końcu May zdenerwowana zatrzymała się i obróciła w kierunku dziewczyny.
-Zniknij.- mruknęła. Oczy całe zalśniły bielą, a mgiełka wokół jej ciała zrobiła się gęstsza i wyraźniejsza. Duch rozpłynął się wraz z powietrzem. Maya ruszyła dalej za szlakiem popiołu. W pewnym momencie stanęła przed dziura. Była całkowicie ciemna. Dziewczyna pochyliła się nad nią i włożyła rękę. Gdy ją wyjęła dłonie pokrył czarny dym. May zaczęła go zdmuchiwać, ale niestety czerń osadziła się na pomalowanych na czerwono paznokciach i wyglądało tak, jakby się paliły.
-Jeśli chcesz tędy przejść musisz coś poświęcić.- szepnął niski głos tuz nad uchem blondynki.
-Cokolwiek chcesz dla uratowania mojej przyjaciółki


Emily leżała w bez ruchu. Chciała się ruszyć, zgiąć palce albo nawet mrugnąć. Lecz niestety nie mogła. W jej duszy działa się walka między życiem, a śmiercią...

Podążałam w zupełnej ciemności. To było zupełne przeciwieństwo tego świata, przez który szłam, żeby się uwolnić. Determinacja, odwaga, pragnienie napełniało moje serce i rozum jeszcze kilka godzin temu. Bardzo chciałam wrócić do domu. Teraz jakby zostałam zmuszona do tego. nic nie było widać. Zupełna ciemność i nawet mój sokoli wzrok nie pozwalał mi zobaczyć dokąd tak podążam. W tle było słychać krzyki ludzi. Piekielne, przebijające ciało, aż do szpiku kości głosy. Delikatny podmuch wiatru posuwał mnie do przodu, a z każdym przebytym centymetrem wszystko zanikało. W końcu stanęłam przed jasną bramą, której wcześniej nie było widać. Ostry wiatr uderzył w moje plecy tak, że straciłam równowagę i wpadłam na zrobioną ze złota bramę. Gdy tylko jej dotknęłam moja aura zaświeciła na bordowo, a wszystko dookoła mnie stało się jasne. Odwróciłam lekko głowę i zobaczyłam dusze przykute do skał lub ziemi. W okół nich było pełno ognia. Przy każdym martwym ciele stał strażnik i pilnował go. Przestąpiłam krok na przód i znalazłam się przed długimi schodami. nie było tu, aż tak ciemno. Szare, kamienne, wąskie schody. Co jakiś czas był pozapalane pochodnie. 
-Tak nie może być!- mruknęłam, a mój głos rozniósł się echem.- W końcu jestem wampirem. Mogę jakoś szybciej tam dotrzeć! 
Wzięłam głęboki oddech i starałam się przypomnieć co mówił mi mój opiekun... 
Nagle coś zaświtało mi w mojej głowie. Uśmiechnęłam się szeroko wysuwając kły na dolną wargę. Oczy zapłonęły mi brudną czerwienią. To było czuć. Kiedy coś się zmienia w tobie. Moje białka teraz były bardzo ciepłe. Całe to ciepło roznosiło się po moim ciele. 
-Drogie powietrze. Ty ochładzasz nas latem i ogrzewasz zimą. Ty przynosisz ciepłe wody i chłodne deszcze. Pozwól mi teraz zjednoczyć się z tobą. Chcę być częścią ciebie. 
Nagle moja szata zniknęła. Z przerażeniem i lekkim zażenowaniem spojrzałam po sobie. Coś tu wyszło nie tak. Choć...
Ogromna ilość powietrza wypełniła moje płuca. Nie mogłam się go pozbyć. Moje ręce zaczęły znikać, a w ich miejsce pojawiała się kupka powietrza. Choć ktoś mówił, że powietrze jest bezbarwne  to ten gaz w który się zamieniałam był lekko złoty. 
Gdy już cała zamieniłam się w ducha powietrza mogłam spokojnie polecieć w górę. Było szybciej i sprawniej, niż gdybym wbiegła z wampirzą szybkością. Na szczycie schodów było lustro. Spojrzałam w swoje znikome odbicie. Ujrzałam złotą mgłę, która przypominała kształt dziewczyny. Można było odróżnić każdy jej włosek, rysę, bliznę, a nawet kształt oczu czy nosa. 
-Magiczne.- powiedziałam, lecz zamiast słów z moich ust wydobyły się kłębki bordowej pary. 
-Dziękuje ci powietrze. Teraz znowu chcę wrócić do pierwotnego ciała.- dodałam. Po chwili na miejscu mgły była ta sama dziewczyna. Znowu w szacie. 
Kolejny raz ostry podmuch wiatru uderzył mnie w plecy. Przeszłam przez złotą bramę i oślepiło mnie jej światło. 
-Wiem kim jesteś.- powiedział jakiś głos. 
-A ja nie wiem kim ty jesteś. Może się przedstawisz? 
-Jestem twoją mroczną stroną.- znowu mruknął ten głos. Dziewczyna taka sama jak ja wyszła zza białego filara. 
-Po co tu mnie chcesz?
-Chcę wrócić na ziemię. Zamiast ciebie oczywiście.
-Po co? Nie możemy  pójść na kompromis? Dwie w jednym ciele. Co ty na to?
-Chyba kpisz.- zasyczała, a w okół niej pojawiły się węże. Trochę się tego przeraziłam.- Kendall już tak zrobił. I co teraz ma? Ten dobry zaczął kontrolować jego ciałem i nie ma nic do gadania.
-No, ale ja taka  nie jestem! Słowo harcerza!- wzniosłam ręce w geście obronnym. 
-Żeby to cię nasza matka zobaczyła. 
-Ona nie żyje. Niedaleko jest piekło, wiec pewnie gdzieś dalej jest niebo i czyściec. W którymś z nich na pewno będzie.
-Ona w cale nie umarła. Ją porwały mroczne siły. Dlatego ja chcę wrócić na ziemię, żeby ją uwolnić. 
-Słucham?! Jak to, n-nie umarła?!- pisnęłam i nie zwracając uwagi na węże podeszłam do mojego sobowtóra. 
-Cały czas żyję na ziemi. Tak jak rodzice innych osób z Dziewiątki. 
-Ja ją uratuję. Tylko powiedz mi jak mam wrócić na ziemię?
-Ktoś ci musi pomóc. Niestety to nie będę ja. Nie zrobię tego. 
-Dlaczego? Nie chcesz uratować naszej mamy i taty?
-Nie o to chodzi! Po prostu nie umiem.